wtorek, 4 października 2016

Wakacje z karuzelą w tle i wyrzuty sumienia mamy


Niedawno wróciliśmy po wakacyjnej przerwie (na wakacjach byliśmy we wrześniu). Urlop spędziliśmy w Gdańsku. Piękne miasto, pełne placów zabaw i karuzel za 2 zł. Byłam twarda i nie wrzucałam tych 2 zł. I tutaj moje pytanie: czy Wy też czujecie się okropnie nie kupując dziecku takiej atrakcji? Bo ja zdecydowanie tak!

W Gdańsku było super. Pokazaliśmy naszej 3-latce piękne budynki, pobawiliśmy się nad morzem, spacerowaliśmy na molo (tym w Gdańsku, do Sopotu na molo nie dojechaliśmy). Zachwycona jestem szczególnie Parkiem Reagana na Przymorzu. Olbrzymi obszar (ponad 55 ha), pełen placów zabaw. Polecam!

Jednak za parkiem, idąc w stronę morza, czyhają na rodziców pewne niebezpieczeństwa. Postać mają różną: koników, samochodzików, łódek. Mowa o karuzelach za 2 zł. Pamiętam z dawnych lat, że przejażdżka taką mini-karuzelą była dla mnie cudownym doznaniem. Ale pamiętam też, że w okolicy była jedna taka karuzela, a nie 15. Nad morzem spotkaliśmy ich kilkadziesiąt.

Przecież to tylko 2 zł

No niby tak, ale tak naprawdę - to nie. Bo jestem pewna, że jeśli moja córka złapie, jak to fajnie jest się pobujać, to będzie usilnie nas przekonywać do kolejnej przejażdżki, a potem jeszcze jednej. Już słyszę te zapewnienia: "Jeszcze tylko jeden raz, Mamusiu. Tylko jeden. A potem już nie będę prosić o następny.". I co? I za 2 minuty znowu będzie prosić. I z 2 zł zrobi się już nagle 20 - 30 zł dziennie. Mamy dwójkę dzieci, więc już się robi z takiej zabawy pewien koszt. A za tę kwotę wolę iść z dzieckiem na normalną karuzelę lub kolejkę szynową. Albo do hali pełnej kuleczek, gdzie dziecko "wybryka" się do woli przez np. 2 godziny. Ale półminutowa przejażdżka? Chyba niekoniecznie... Zwłaszcza, że w naszym mieście też są tego rodzaju gadżety. Jazda na wakacjach mogłaby się więc na tych wakacjach nie skończyć...

Oczywiście, moglibyśmy tłumaczyć, że umawiamy się tylko na np. 2 przejażdżki. I podejrzewam, że po kilku dniach Natka by się przyzwyczaiła do niemarudzenia z powodu tak niewielkiej jak dla niej liczby "kursów". Ale szkoda mi było tych kilku dni na ewentualne marudzenie i stres. Dziecko mogło więc do woli siedzieć na konikach (chyba, że jakieś inne dzieci też chciały, wtedy siedziała na zmianę z innymi dzieciakami), ale bez włączania.

Samo siedzenie = super zabawa

I co się okazało? Samo siedzenie było dla mojej córki świetną zabawą. Udawała kierowcę, dżokejkę itp. (w zależności od wybranej karuzeli). Była szczęśliwa i zadowolona. 

A ja? Też powinnam być zadowolona, bo przecież dziecko się cieszyło z samej zabawy, a my z mężem nie musieliśmy jej zakazywać kolejnej jazdy za te 2 zł. A mimo to czuję się okropnie, że nie zafundowałam jej takiej przejażdżki. Ciągłe wyrzuty sumienia, zupełnie bez sensu. Też tak macie czasami?

Plac zabaw na plaży

Plaża, może i fale

Morze - Gdańsk 2016






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz