Wczoraj było
bardzo… aktywnie. Natka rozbrykała się na dobre i nie chciała usiedzieć w
miejscu (niekiedy jej się to zdarza, co do tej pory napawało mnie sporą dumąJ). A Kuba w wieku 3 tygodni albo
postanowił się przytulać do mamy przez cały dzień, albo ma jakiś dużo
wcześniejszy skok rozwojowy. W każdym razie – obydwoje szaleli. Ciężko trochę bawić się z 2-latką, gdy 3-tygodniowy szkrab non stop płacze i wkłada rączki do
buzi pokazując, że chce jeść. I co tu wymyślić?
Uratowały
mnie… zupki. Natka dostała zestaw plastikowych miseczek i talerzyków oraz
łyżkę. Do misek wsypałam niewielką ilość soczewicy, ciecierzycy, ryżu, kaszy
jęczmiennej i ryżowej (surowych, oczywiście) oraz nieco płatków kukurydzianych.
Wytłumaczyłam ze 100 razy, że nie można tego jeść bez ugotowania, możemy się
tylko bawić w jedzenie i postawiłam miseczki na podłodze. Córeczka załapała i z fascynacją przesypywała
podane jej produkty do kolejnych miseczek. Potem robiła „babeczki” z
ciecierzycy (w tym celu podałam jej dużo różnych foremek do babeczek). Dziecko
bawiło się ok. godziny!!! A ja w spokoju (no, powiedzmy, że w spokoju) mogłam
zająć się wciąż nie śpiącym Jasiem. Przy okazji udało mi się jeszcze dokończyć
kilka zaległych zadań.
Po godzinie
już chciałam krzyknąć, że kocham tę zabawę, gdy nagle zauważyłam, że Natka wyciągnęła resztę paczki ciecierzycy, przesypała ją do miseczek, pieczołowicie
wymieszała je z soczewicą i ryżem. Raczej
już nie będę bawić się w Kopciuszka i oddzielać (w naszym wypadku) ciecierzycę
od soczewicy. Dobra strona jest tego taka, że moja córka już ma przygotowany
zestaw „zupkowy” na kolejne dni. Bo – z drobnymi modyfikacjami – zamierzam z
tej zabawy jeszcze niejednokrotnie korzystać.
A na koniec Natka próbowała przesypać dość sporą
zawartość jednej miski do drugiej. Z tym, że ta druga była mniejsza – i
większość wylądowała na podłodze, co widać na zdjęciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz